wtorek, 26 stycznia 2021

Rozdział 1

- Nie obserwuj go tak. Na lekcji przecież i tak nic nie zrobi, a robi się to dość dziwne – szepnęła Hermiona ostrzegawczo Harryemu do ucha.

Dziewczyna miała racje. Jeśli ma zdobyć potrzebne informacje, nie może stale gapić się na nauczyciela. Zgryźliwi nie zobaczą w tym tajnej misji. Ostatnie czego potrzebował to żarciki o podkochiwaniu się w nauczycielu. Z trudem przeniósł wzrok na otwarty przed nim podręcznik. Nerwowo zaczął przeglądać strony. Ma być normalnym uczniem, na tyle, ile oczywiście to jest możliwe.

Przedstawił się jako Nicholas Rose i nie sprawiał wrażenie groźnego. Zasadniczo, wyglądał dość niewinnie, chociaż spojrzenie miał krnąbrne i fałszywe. Kasztanowe włosy, jasna cera, drobna budowa ciała, przeciętna, granatowa koszula i brązowe spodnie. Niewiele od nich starszy. Używał słów podobnych do większości nauczycieli przed nim, podobny klimat nadał również sali, ot zwykła przeciętna klasa. Przeprowadził test sprawdzający ich umiejętności z lat poprzednich, a teraz, aby nie marnować czasu postanowił opowiedzieć o strategiach obronnych. Taki dodatkowy temat. Zapewnię po to, by dokładnie wiedzieć jaki typ myślenia będą mieć podczas ewentualnego ataku.

Harry wiedział, że Albus Dumbledore słynie z dziwnych pomysłów. Znał dyrektora bardzo dobrze, może nawet najlepiej z wszystkich uczniów. Wielokrotnie podczas poprzedniego, szóstego roku nauki przychodził do jego komnat i rozmawiali. Analizowali życie Voldemorta i jego najróżniejsze zachowania. Jednak nie spodziewał się, że cytrynowe dropsy zaćmią jakikolwiek rozsądek.

Dumbledore zabrał Harrego od Weasleyów, gdzie spędzał spokojne wakacje. Skończył siedemnaście lat, bariera ochrona w domu wujostwa i tak nie mogła go już ochronić, a niebezpiecznie było wszędzie. Po raz pierwszy cieszył się wakacjami w pełnej okazałości. Ciemnowłosy oczekiwał informacji o najnowszych planach Voldemorta. Nic podobnego nie miało miejsce. Dyrektor miał dla niego zadanie, sprawdzenie, czy ich nowy nauczyciel jest śmierciożercą. Przecież to przegięcie! Jak można chociażby myśleć o wpuszczeniu do zamku kogokolwiek podejrzanego o bycie sługą Czarnego Pana?

- Za chwilę nasz czas dobiegnie końca – oznajmił nauczyciel i Harry odruchowo spojrzał się na niego – macie jakieś pytania? – zapytał i kąciki ust lekko uniosły mu się w górę.

Harry był pewien, że wyobraził sobie wszystkich gryfonów pod działaniem zaklęcia Cruciatus. Mężczyzna przez cały czas zajęć nie okazał wprawdzie żadnych oznak, który dom woli, ale z pewnością byli do ślizgoni. Śmierciożercy składają się głównie z domowników Slytherina, więc szczerą nienawiścią darzą każdego z Gryfindoru. Odwieczne prawo natury.

- Czy na kolejne zajęcia mamy coś przygotować? – wystrzeliła Hermiona.

Czego innego mogli spodziewać się po dziewczynie. Owszem, pozostawała zszokowana po informacjach, jakie udzielił jej i Ronowi Harry, ale nadal pozostawała pilną uczennicą. Śmierciożerca czy nie, egzaminy trzeba zdać!

- Ubierzcie wygodne ubrania, nie muszą być to koniecznie szkolne szaty. Będziemy dużo ćwiczyć, więc wybierzcie coś, czego nie szkoda wam zniszczyć. Ktoś jeszcze? – nikt nic nie powiedział. Znajdujący się w pomieszczeniu Ślizgoni i Gryfoni marzyli tylko o przerwie obiadowej, która miała za chwilę się rozpocząć. - Skoro tak, życzę wam miłego dnia i do zobaczenia – oświadczył, usiadł przy biurku i zaczął przeglądać znajdujące się na nim sterty kartek.

Uczniowie jak na komendę wrzucili podręczniki do toreb i zaczęli opuszczać salę. Jako ostatni rocznik robili to stanowczo spokojniej niż jako dzieci, lecz nadal ktoś kogoś popchnął lub rzucił czar plączący nogi. Niektóre żarty nigdy się nie nudzą.

Harry poczekał aż ostatni uczeń wyjdzie i dopiero ruszył się z ławki.

- Panie profesorze – zagadał Harry pochodząc co mężczyzny.

Silił się na najmilszy głos jaki tylko umiał z siebie wydobyć. Nauczyciel podniósł głowę i w oczach zaświeciły się iskierki, gdy tylko spojrzał na ucznia.

- Jak się domyślam, chcesz ustalić terminy spotkań – powiedział i nonszalancko oparł się o fotel.

Dumbledore postanowił pomóc Harryemu i załatwić mu dodatkowe lekcje. Uznał, że w ten sposób załatwią dwie pieczenie na jednym ogniu. Będzie miał okazję przebywać z Rose sam na sam i lepiej mu się przyjrzeć, oraz podszkoli swoje umiejętności. Ciemnowłosy miał wątpliwości, przykry wypadek, czar który prezentował nauczyciel akurat w niego trafił i zabił. Oczywiście o ile nie przekaże go Voldemortowi.

Harry swoje obawy przekazał dyrektorowi. Ten uznał, że przewidział taki rozwój wypadków, dlatego dał chłopcu srebrny wisiorek w kształcie drzewka. Świstoklik mający go przenieść w bezpieczne miejsce. Gdzie takowe miało się znaleźć, nie wiedział. Aktywował się na komendę głosową. Miał być bardzo czuły, więc wystarczył szept.

- Dokładnie – przytaknął grzecznie.

- Jestem głodny – oznajmił Rose ignorując poprzednią wymianę zdań i wstał gwałtownie, Harry był lekko zaskoczony i odruchowo cofnął się o krok – porozmawiajmy w drodze do Wielkiej Sali.

Rose puścił Harryego przodem, po czym zamknął drzwi. Framugi zaświecił się jasnym kolorem.

- Nie chce, aby ktoś buszował, gdy mnie nie ma. Mam kilka fajnych przedmiotów, ale dość niebezpiecznych w rękach nieodpowiedzialnych uczniów – wytłumaczył.

Musi posiadać całą kolekcję szat śmierciożercy, nie były z pewnością one niebezpieczne, chyba, że postanowiłby ukarać kogoś, kto je ukradł, skomentował Harry w myślach.

- Niektórzy mają głupie pomysły - oznajmił nie będąc do końca pewny, co nauczyciel chciał usłyszeć.

Ruszyli powolnym krokiem. Na korytarzu było dość pusto, sporadycznie spotkali uczniów, którzy z jakiegoś dziwnego powodu nie spożywali aktualnie posiłku. Wszyscy patrzyli się na nich. Harry w pewien sposób przyzwyczaił się do bycia w centrum uwagi. Normalność i przeciętność nie są mu przeznaczone. Co nie znaczy, że to lubił. Spacer ucznia z nowym nauczycielem z pewnością przyniesie kilka idiotycznych plotek. Coś przeskrobał, próbuje wkupić się w łaski?Lizus!

- Jak często chcesz przychodzisz? Profesor Dumbledore mówi, że trzymasz bardzo dobry poziom.

- Nie powiedziałbym, że jestem bardzo dobry – wytłumaczył skromnie- nasze zajęcia do tej pory były prowadzone dość chaotycznie. Raz w tygodniu mam trening Quidditcha, w poniedziałki. Zależy mi na nich, więc wolałbym inny dzień. W razie potrzeby jestem gotowy dostosować się do pana.

- Nie ma potrzeby przekładać treningów. Przyjdź więc jutro wieczorem. Raz, dwa razy w tygodniu będzie optymalnie, prawda? Dziś jest wtorek, więc środy i piątki?

- Brzmi świetnie - przytaknął. 

Jest miły. Śmierciożerca nie może być miły. To zadanie było stanowczo przyjemniejsze, gdyby był wrednym dupkiem, jak na przykład Snape. Doszli do schodów, które postanowiły poruszyć się i wydłużyć im drogę. Rose nerwowo zacisnął usta.

- Już jako uczeń próbowałem walczyć z tym cholerstwem. Niestety, czarodziejki zamek, a nikt nie potrafi sprawić, martwa materia pomagała, a nie przeszkadzała.

- Ktoś, kto je wymyślił musiał mieć w tym jakiś cel– stwierdził Harry zupełnie ignorując przekleństwo, by po chwili pożałować wypowiedzianych słów. Miał go polubić, a tak wyda się zarozumiały. Również, profesor używając przeciętnych słów mógł chcieć stworzyć bardziej naturalny grunt.

Rose jednakże zaśmiał się.

- Mi przynosiły tylko kłopoty. Śpieszyłem się na zajęcia, poruszyły się, więc przez spóźnienie dostawałem szlabany. Teraz podobnie, czekają mnie dwie godziny z drugim rocznikiem, nie zjadłem śniadania i oto zamiast na parter lecimy w górę.

Harryemu przypomniał się pierwszy rok, gdy jako świeżo upieczeni uczniowie trafili na zakazane trzecie piętro. Nie miał zamiaru opowiadać tej historii. Schody zatrzymały się, a ci zbiegli z nich natychmiastowo. 

- Możemy przejść przez błonia – zaproponował Harry – tutaj jest pewien skrót. Na zewnątrz są murowane schody.

- Siedem lat spędziłem w tym zamku i czekałbym na nowe schody - skomentował mężczyzna.

Zamiast zwiedzać zamek uczył się czarnej magii, uznał Potter i po chwili skarcił. Poddaje się emocjom. Dostał za zadanie sprawdzenie mężczyzny. Dumbledore był niemalże pewien, że jest on śmierciożercą, lecz brak mu było potwierdzenia. Dyrektor ma w tym cel, którego on teraz nie rozumie. Musi grać, wszystko idzie dobrze. Jego niechęć do nauczyciela widać, a nie powinno.

- W jakim był pan domu?

Przemierzali stanowczo szybszym krokiem ciemny korytarz drugiego piętra. Obrazów na ścianach było tutaj niewiele. Było ono dość mocno opuszczone.

- Byłem krukonem – odpowiedział radośnie.

Tego się nie spodziewał. Jutro musi przejrzeć albumy absolwentów. Kłamał? Pewnie nie, takie oszustwo wyszłoby stanowczo zbyt łatwo.

- Tędy – pokierował Harry i przeszli przez małą szczelinę.

Oślepiło ich jasne światło dnia. Strome, wąskie schody spadały gwałtownie w dół. Okryli tą drogę rok temu z Ronem i Hermioną. Ich zarys znaleźli na mapie huncwotów.

- Nie widać ich z dołu, prawda? – zapytał nauczyciel.

Harry odniósł wrażenie, że mężczyzna stracił pewność siebie. Każdy krok stawiał bardzo ostrożnie. Śmierciożerca z lękiem wysokości, kto by pomyślał.

- Jak się dobrze przyjrzeć to widać, ale zaczynają się też w bluszczu, więc można sądzić, że są w połowie oberwane – ostatni schodek Harry zeskoczył – o której mam przyjść?

- Po kolacji – powiedział Rose jak sam przedarł się przez roślinną zasłonę.

Zapadła nieco krępująca cisza. Ponownie ruszyli do Wielkiej Sali. Kroczyli nieco szybciej niż po wyjściu z sali. Nagle gryfon zatrzymał się. Zmrużył oczy kilka razy, by upewnić się, że to, co widzi jest prawdziwe.

- Ktoś tam leży?! – podniósł Harry głos widząc wystający zza wnęki kształt przypominający tułów.

Nie mylił się. Z boku, przy filarze leżał młody chłopiec, na oko uczeń czwartek klasy. Na jego szyi był zawiązany krawat puchonów. Oczy miał półotwarte, rękawy przesiąknięte krwią. Rose przełknął ślinę tak głośno, że uczeń to usłyszał. Uklęknął i sprawdził puls.

- Oddycha – poinformował – biegnij po pomoc.

Harry posłuchał się. Pobiegł szybko w kierunku skrzydła szpitalnego. Ewentualne względy bezpieczeństwa i niepewność w stosunku do nauczyciela wyparowały. Przed oczami miał tylko tego dzieciaka. Nie wyglądał jakby został uderzony zaklęciem.

- Potter! – usłyszał wołanie za sobą.

- Pani profesor – zatrzymał się przed Mcgonagall ciężko dysząc – tam ktoś leży! Na błoniach! Rose... - poprawił – profesor został, ja biegnę po panią Pomfrey.

- Biegnij – poleciła kobieta, a sama ruszyła w kierunku miejsca wypadku. 

Niemalże natychmiastowo znalazł się w skrzydle szpitalnym. Mimo względnie niedużej odległości, czuł krople potu spływające po czole. Pielęgniarka szybko pobiegła na wskazane miejsce. Harry oparł się ciężko o drzwi i postanowił uspokoić oddech.

Po chwili do pomieszczenia wpadli nauczyciele. Rose, który niósł chłopca położył go na jednym z pustych łóżek. Było ich wiele. Pacjentów w pierwszy dzień szkoły ciężko uświadczyć.

- Potter, do siebie! – poleciła zdenerwowana nauczycielka transmutacji krążąc koło poszkodowanego ucznia.

Chciał zaprotestować, znalazł go, miał prawo wiedzieć co się dzieje! Niestety, pociągnął go do wyjścia Rose.

- Przepraszam – powiedział widząc, że jego zakrwawione dłonie ubrudziły Harryemu szatę.

Mężczyzna wyglądał dziwnie. Harry podobnych reakcji nie określiłby słowem przerażony, a pobudzony. 

- Co mu jest? - zapytał.

Rose zmieszał się.

- Jakby coś, to ci nic nie mówiłem. Chyba istnieje coś takiego jak tajemnica nauczycielska w sprawie uczniów... - zamyślił się – miał podcięte żyły.

- Sam je podciął? – zszokował się Harry.

Rose wzruszył ramionami w znaku niewiedzy i rzucił na siebie zaklęcie czyszczące. Nie podziałało idealnie, zostawiło pojedyncze ślady krwi. Różdżkę skierował również w stronę Harryego. Jego plama zniknęła.

- Muszę się przebrać – stanowczo człowiek ubrudzony ludzką krwią nie powinien prowadzić lekcji- masz teraz jakieś zajęcia?

- Historię magii.

- Wspaniale! – krzyknął nauczyciel, chłopiec nie do końca zrozumiał tą radość – popilnujesz uczniów, a ja cie usprawiedliwię. Historia magii... wiele nie stracisz.

Mimo całego absurdu, zaśmiał się. Jeśli powtórzy to Hermionie, dziewczyna wyjdzie z siebie!

Rose nie czekał na odpowiedź i podążył w kierunku schodów. Tym razem pozostały posłuszne i przy wejściu do klasy znaleźli się szybko. Pod drzwiami czekało już kilkoro uczniów.

- Wpuść ich za dziesięć minut. Niech siądą i poczekają. Muszę... muszę się jeszcze umyć.

Nauczyciel zniknął za drzwiami prowadzącymi do swoich prywatnych komnat. Harry miał dziwne wrażenie, zanim drzwi całkowicie zostały zamknięte ujrzał jak profesor kieruje zakrwawione dłonie w kierunku ust. Nie, to niemożliwe, skarcił się w myślach. Wampiry piją ludzką krew, a co jak co, Rose nie przypomina go w żadnym calu. Wampiry nie chodzą w świetle dziennym. Zasada jakiej nie można było obejść. Tak samo jak wilkołak przemienia się podczas pełni księżyca. W zeszłym roku poświęcili dużo czasu na ich rozpoznawanie. 


NIE - Rose nie jest wampirem. Bez obaw ;)


1 komentarz:

  1. Gdyby nie komentarz na końcu byłabym pewna, że Rose jest wampirem. W sumie, dlaczego nie? Dawno nie przeczytałam nic o wampirach :)
    I to bycie Kurkonem. Zastanawiam się, dlaczego trzeba go prześwietlać? W sensie, jeśli był uczniem Hogwartu to chociażby Dumbledore ma o nim minimalną wiedzę. Na dobrą sprawę wystarczyłoby podciągnąć rękaw mężczyźnie i po wszystkim. Dlaczego też tym 'prześwietleniem' nie zajmuje się Snape? W końcu Snape mógłby znać innego Śmierciożercę... Hymmm...

    OdpowiedzUsuń

Lubię rozmawiać
vperovpero@gmail.com