wtorek, 26 stycznia 2021

Rozdział 3

 Tajemnicze ataki w Hogwarcie!

Już od dawna było wiadomo, że szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie nie jest bezpieczną przystanią. Dyrektor, który od dawna powinien przejść na emeryturę dalej grzeje swój stołek. Tym razem został brutalnie zaatakowany pierwszoroczny uczeń. Jak donosi nasz tajny informator, chłopcu nie zagraża już bezpośrednie niebezpieczeństwo. Jednak, czy można temu ufać, wszak napastnik nie został odnaleziony. Do ilu jeszcze wypadków musi dość? Pytają wzburzeni rodzice. Więcej informacji na stronie czwartej.

- Myślałam, że skończyli już z tą agresją w stronę profesora Dumbledorea – przyznała gniewnie Hermiona i odłożyła gazetę z obrzydzeniem.

- Nie czytasz szczegółów na czwartej stronie? – prychnął Harry przestając jeść jajecznicę.

Po usłyszeniu słów przyjaciółki stracił całkowicie apetyt.

- Tej kupy bzdur? Niedoczekanie! – odpowiedziała głośno i sięgnęła do swojej torby, aby wyciągnąć z niej jakieś opasłe tomisko.

- Wiesz – uderzył Ron lekko Harryego w bok – coś lekkiego na deser – powiedział wskazując na książkę dziewczyny.

Chłopcy zarechotali cicho i nie przestali, gdy dziewczyna wysłała im wrogie, ostrzegawcze spojrzenie. Całe szczęście, powstrzymała się od komentarzy. Irytek przeleciał niebezpiecznie blisko nich. Cała trójka zasłoniła automatycznie głowy w obawie, że postanowi on coś na nich zrzucić.

- Harry – rozległ się za nimi głos. 

Cała trójka podniosła głowy jak na komendę w stronę dobiegającego dźwięku.

- Cześć Nate – zawołał Harry i próbując wstać przewrócił kubek z mlekiem. Cała zawartość znalazła się na blacie stołu. Zdawało mu się, że Ron się zaśmiał.

- Cześć – odpowiedział.- Wiesz, bo tak pomyślałem po tym co ostatnio mówiłeś... – zaczął nieśmiało chłopak i nerwowo zaczesał luźny kosmyk włosów za ucho. Był bardzo spięty.

- Chodźmy może na bok – zasugerował, chwycił chłopaka za nadgarstek i przeszedł kilka kroków. Spojrzał w stronę przyjaciół, Hermiona zdawała się być obojętna, a Ron zawiedziony.

- Mówiłeś, że jakbym potrzebował pomocy to mogę przyjść – wyjaśnił Nate pewniejszym głosem, a Harry przytaknął skinieniem głowy – i tak pomyślałem, czy pomógłbyś mi może z obroną? Słyszałem, że jesteś w niej dobry.

Policzki Natea lekko zaróżowiły się. Pierwszą myślą Harrygo było poinformowanie chłopca, że może poprosić o dodatkowe lekcje nauczyciela. Całe szczęście, ugryzł się w język. Nie ześle tego biedaka w ramiona śmierciożercy, a dodatkowe lekcje to idealna okazja na złapanie bliższej więzi i dzięki temu poznanie prawdy. Znajdzie czas, a nawet jakby nie, może wybłaga Hermionę, aby napisała za niego jakieś wypracowanie. Przecież ewentualny brak nie będzie wynikać z lenistwa, a chęci niesienia pomocy.

- Nie ma sprawy – zgodził się Harry – wiesz, dzisiejszy wieczór mam zajęty, ale jutro możemy się spotkać.

- A w jakich godzinach?

- Po kolacji w bibliotece? – zaproponował Harry.

- Świetnie! – odparł radośnie Nate – to już ci nie przeszkadzam, wyrwałem cie tak niegrzecznie z śniadania.

- I tak już skończyłem – skłamał Harry.

Niepewność Natea była przerażająca, Harry nie chciał dokładać mu zmartwienia w postaci, że będzie głodny. Nie zdziwiłby się, gdyby przez ten fakt chłopakowi zaszkliły się oczy.

- Tylko weź jakieś podręczniki, średnio pamiętam czego wtedy uczyli – dorzucił Harry, jak chłopiec miał już od niego odejść.

Nate kiwną głową w geście, że zrozumiał przekaz i wolnym krokiem wyszedł z sali.

Harry przez chwilę wpatrywał się w jego sylwetkę. Wrócił do przyjaciół, lecz zanim usiadł spojrzał się na stół nauczycielski. Wyszukał szybko wzrokiem nowego nauczyciela. Skinął lekko głową, gdy ich spojrzenia się spotkały. Obserwował go.

- Co to było – zapytał Ron?

- Co masz na myśli? – Harry wrócił do posiłku. Szczerze nie rozumiał zdziwienia piegowatego.

- Poleciałeś za nim jakby był chociaż długonogą blondynką – wydusił próbując nie roześmiać się.

- Ron! – krzyknęła Hermiona pełna złości – czy ty zawsze musisz być taki... - zamilkła na chwilę szukając odpowiednich słów.

- No jaki? – warknął rudowłosy.

- Pusty?

To stanowczo nie było odpowiednie słowo. Ron wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Poczerwieniały mu nawet uszy.

- Dajcie spokój – powstrzymał ich Harry. Ostatnią rzeczną jaką miał ochotę, to kłótnia przyjaciół.

- Wyobraź sobie Ronaldzie – zaczęła Hermiona swój wykład zupełnie ignorując czarnowłosego – że ten chłopiec wczoraj miał tajemniczy wypadek. Nawet więcej, prawdopodobne zrobił sobie krzywdę. On potrzebuje pomocy i przychodzi do Harryego! Powinniśmy się z tego cieszyć i pomóc mu ze wszystkich sił! A nie nabijać się. Jak widzisz, Harry to rozumie, dlatego od nas odszedł, aby go nie krępować. Tylko ty jesteś tak emocjonalnie ułomny!

Nie mogła sobie darować ostatniego zdania. Harry wywrócił wymownie oczami, przegryzł ostatni kęs, chwycił torbę i odszedł od towarzyszy. Będąc przy wyjściu z wielkiej sali nadał słyszał jak się kłócą. Postawi lekką ręką galeona, że nawet nie zauważyli jego braku, typowe.

***

Ron i Hermiona pokłócili się na dobre. Nie odzywali się do siebie przez cały dzień i tylko wysyłali sobie pełne nienawiści spojrzenia. Potter również postawił, że się obrazi. Miał serdecznie dosyć tej dziecinady. Z każdym z nich rozmawiał półsłówkami. Lekcje minęły szybko, nawet zadziwiająco szybko. Podczas przerwy obiadowej, chłopak mógł przysiąc, że jest obserwowany z każdej strony. Za każdym razem, gdy spoglądał na stół nauczycielski łapał spojrzenie nowego nauczyciela, a na stół u, Natea.

Wieczorem zapukał grzecznie do komnat profesora Rosea. Czekał dobrą chwilę, lecz nie usłyszał proszę, a trzaśnięcie. Otworzył drzwi wolno.

- Dobry wieczór – wybąkał wchodząc. Nauczyciel był w środku, zignorował go i dalej klęczał na zakurzonej, marmurowej podłodze próbując wetknąć coś przypominającego dłoń do czegoś przypominającego tułów. - Panie profesorze? – zapytał niepewnie. Nie dość, że śmierciożerca, to wariat.

- Oh tak, chodź i mi przytrzymaj – nawet nie spojrzał na chłopca. Harry przyklęknął przy mężczyźnie. Był on ubrany dużo luźniej niż na dotychczasowych zajęciach. - Trzymaj – powtórzył Rose i podał Harryemu tułów, aby sam usilnie wcisnąć rękę. Siłował się z tym czymś dobrą chwilę, bez efektu. Opadł zmęczony i zirytowany. Potter był niemalże pewny, że ruchy ust mężczyzny sugerują wiele niecenzuralnych słów. - Manekin ćwiczebny, podobno genialny, trzeba tylko złożyć... - postanowił w końcu wyjaśnić– jednak w praktyce, zwykły złom z elementami niepasującymi do siebie!

- Chyba tutaj niewiele pomogę – zauważył Harry - można czegoś podobnego poszukać w Pokoju Życzeń – zasugerował. 

Jak teraz przypominał sobie, widział podobne manekiny właśnie w Pokoju Życzeń.

- Nie wiem co to takiego - przyznał. - Nie masz ochoty przejść się w wolnej chwili i spróbować mi takiego załatwić?

Potter przeklną w myślach. Nie powinien wychodzić z takimi tekstami do faceta, którego ma sprawdzić. Jeśli nie wiedział o pokoju, stanowił on genialną kryjówkę w razie problemów. 



- Jeśli trzeba to nie ma problemu – odpowiedział siląc się na grzeczność.

Rose wstał i wyciągnął dłoń, by pomóc uczniowi. Zielonooki przyjął pomoc i doszedł do wniosku, że mężczyzna ma bardzo delikatną skórę.

- To na twoje lekcje, więc jak chcesz – stwierdził i zaśmiał się widząc ewidentny brak entuzjazmu chłopca.

- Poszukam z wielką przyjemnością - zripostował - to, co będziemy dziś robić? – zapytał, ściągnął torbę z ramienia i położył na najbliższej ławce.

Rose uniósł różdżkę, szepnął cichutko nieznane Harryemu zaklęcie i stoliki wraz z krzesełkami przesunęły się pod ściany. Zanim odpowiedział chwyci manekina i ostrożnie położył go na biurko. Jako jedyne nie zostało potraktowane zaklęciem.

- Odeśle go. Pensja nauczycielska nie jest na tyle dobra, żebym wyrzucał pieniądze w błoto – wyjaśnił –powalczmy – mruknął, odpowiadając na wcześniejsze pytanie -atakuj mnie wszystkim co znasz – zasugerował. Harry nie potrzebował dodatkowego zaproszenia. Miał niezwykłą chęć wyładowania z siebie wszelkich emocji.

- Warena – szepnął, a niebieski płomień poleciał w stronę Rosea.

Nauczyciel oparł czar bez większego problemu, każdy kolejny również. Harry po godzinie czuł się okropnie, śmierdzący potem i upokorzony. Oparł się dysząc o ścianę i skapitulował. Jak ma się zmierzyć z Voldemortem, skoro nie potrafi pokonać jednego z jego sługusów.

Rose podszedł do swojego stolika i nalał w kielich wody z dzbanka. Podał picie uczniowi z znacznym rozbawieniem. Chłopiec miał wrażenie, że ten mężczyzna przez cały czas zwyczajnie się z jego śmieje w duchu.

- Myślałem, że będzie gorzej – stwierdził i założył ramiona w krzyż.

Gorzej? Nie pokonał go, skompromitował się, a ten bufon twierdził, że będzie gorzej. Porażka!

-A ja, że będzie lepiej – mruknął gryfon widocznie niezadowolony po wypiciu całej wody duszkiem i otarł rękawem pot z czoła. Mokre włosy wpadały mu w oczy.

- Jesteś bardzo pewny siebie. Spójrz na mnie - wskazał palcami na swoją sylwetkę. Rzeczywiście, nie wyglądał na chociażby zdyszanego. Tego pytania Harry nie spodziewał się. Dlaczego? Czy to nie oczywiste? Jego kondycja leży, podobnie jak umiejętności i siły magiczne. Rose patrzył na Harryego pytająco, lecz ten tylko wzruszył ramionami – mam na sobie talizman smoków.

Harry dalej nie rozumiał.

- Matko! – podniósł głos Rose i zasłonił twarz dłońmi w nucie zażenowania– czego was uczą!? – Dopowiedział.– Odpycha większość zaklęć. Zwykły medalion gotowany w smoczej krwi.

Wyciągnął najzwyklejszy medalik spod koszuli. Czyli czarno magiczny przedmiot, pomyślał Harry. Dumbledore zwariował, przecież on nawet się nie kryje, jakich sztuczek używa!

- Nie jest drogi, ale trudny do zdobycia, nie do końca wiem dlaczego... Jeśli dobrze poszukasz na pokątnej, sprawisz sobie podobny.

- Na pokątnej? – Harry był zdumiony. Wziął medalion do dłoni. Był zimny i zupełnie zwyczajny. Nie poczuł mrowienia zwiastującego czarną magię. 

- Tak, a co myślałeś? – puścił oczko uczniowi.

- Więc tyle się męczyłem, aby wyszło, że to na nic? –  Wybraniec się pogubił.

- Jak to na nic? Wiesz teraz o medalionie. Jeśli przeciwnik nie męczy się podczas walki możesz podejrzewać, że ma w zanadrzu jakiś dodatkowy atut. Wystarczyłoby zwykłe accio.

- Czuję się jeszcze bardziej upokorzony – wyznał i usiadł na ławce.

Wiele spraw można rozwiązać prosto, trzeba jednak używać szarych komórek, a nie działać na oślep. Kolejny plus dla Voldemorta, minut dla Złotego chłopca.

- Więc lekcja chyba wyszła dobrze – uznał Rose.

- Przepraszam.

Pogubił się. Rzeczywiście, lekcja, którą chciał przekazać mu Rose była sensowna i przydatna. Uczą się mnóstwa czarów, zapominając przy tym o najbanalniejszych sprawach. Najciemniej pod latarnią. Sam dysponował wieloma magicznymi gadżetami od bliźniaków. Podobnych, kreatywnych czarodziejów było setki, również wśród śmierciożerców. Dodatkowo, był zdziwiony, że mężczyzna nauczy go czegoś prawdziwie. Nie powinien, prawda? Co jeśli Dumbledore myli się. Pewności przecież nie ma... Gdyby nie słowa starego dyrektora nawet przez myśl, by mu nie przyszło podejrzewać o cokolwiek Rosea.

- Za co? – zapytał lekko zdezorientowany Rose.

- Mogę się wydać lekko... arogancki. Zły jestem sam na siebie.

- Ambicja to ważna sprawa – skomentował Rose – ale nie najważniejsza. Możesz być świetnym czarodziejem, ale nadal masz siedemnaście lat.

- Dziękuję – odpowiedział szczerze.

Oddech mu się uspokoił.

- To na dziś, chyba tyle.

Harry nie potrzebował dodatkowych słów. Chwycił za torbę, przeczesał odruchowo włosy ręką i skierował się do wyjścia.

- Kiedy mam przyjść kolejny raz? – zapytał stojąc w drzwiach.

- Jutro na zajęciach dam ci znać. Bo... - zamyślił się – mam pewne sprawy – wyjaśnił.

- Dobrze. Jeszcze raz dziękuję i dobra...

- Zapomniałbym! –przerwał – tak często szukasz mnie wzrokiem – Harry poczuł, że zaczyna przypominać soczystą wiśnię – niemalże jakbyś się zadurzył.

Mężczyzna był wyraźnie rozbawiony, a Potter zszokowany i zniesmaczony. Patrzył na niego przenikliwie delikatnie głaszcząc trzymaną przez siebie różdżkę. Jak on mógł zasugerować cokolwiek podobnego? Kpina! Harry nie jest gejem, a nawet jakby był, miałby z pewnością lepszy gust.

- Dobranoc – odwrócił się na pięcie i wyszedł.

Źle, skarcił sobie w myślach. Nabija się z ciebie, a ty uciekasz jak naiwna nastolatka. Jeszcze weźmie jego reakcję jako potwierdzenie. To po prostu taki typ człowieka. Naśmiewa się z ludzi. 

1 komentarz:

  1. Harry jest naiwną nastolatką. Kto świadomie drażni węża? No, Harry! On nie umie się powstrzymać od kłopotów. Mam pytanie do jakiej publiki skierowane jest to ff (wiek)?

    OdpowiedzUsuń

Lubię rozmawiać
vperovpero@gmail.com