środa, 27 stycznia 2021

Rozdział 5

- Zamek jest obserwowany z każdej strony – poinformował Remus, który wyglądał na o wiele bardziej zmęczonego niż zwykle. Oczy miał zapuchnięte, włosy wypłowiałe. 

Dawny nauczyciel miał ściśle tajną sprawę do Dumbledorea, więc wracając postanowił odwiedzić Harryego i jego przyjaciół. Z tej okazji nawet Ron i Hermiona zawiesili swój mały spór. Czwórka siedziała na jednej z ławek na błoniach. W powietrzu czuć było jesień, która niedługo miała nadejść. 

- Obserwowany? – nie dowierzała Hermiona i mocniej owinęła szyję czerwonym szalikiem. Ciepło, jakim chwilę temu się rozkoszowali, zniknęło. 

- Członkowie Zakonu i zaufani aurorzy – wyjaśnił Remus – w Ministerstwie jest dziwnie, niepokojąco. Coraz głośniej mówi się o czystości krwi i zmianach, jakie mają w tym temacie nadejść. 

Harry zacisnął nerwowo ławkę.

- Niepokojąco, jak ładnie powiedziane – zadrwił i poprawił okulary. W ostatnim czasie coraz częściej spadały mu z nosa.– Nie widzieliśmy żadnych aurorów - spojrzał pytająco na przyjaciół, ci pokręcili głowami- z Zakonu w sumie też nie. 

- Raczej nie działają zbyt otwarcie - przyznał wilkołak bez przekonania. - Jakby śmierciożercy chcieli zaatakować, mają spodziewać się tylko bezbronnych dzieci, a nie rzeczywiście dobrej obrony. 

- Ty też będziesz miał dyżury? Mógłbyś podczas nich nas odwiedzać… - stwierdził Potter z nutą nadziei w głosie. Także mógłby przekazywać najnowsze informacje. Tego zdania nie powiedział na głos, aczkolwiek dla Lupina to nie było z pewnością nic zaskakującego. - Nie powiesz, o czym rozmawiałeś z Dumbledorem?

- Profesorem Dumbledorem, Harry – zganił starszy mężczyzna – wiesz, że nie mogę.

W tym momencie przekonanie o zatajeniu prawdy o horkruksie urosło. 

- Dużo stacjonuje tutaj osób do ochrony? – spytała dziewczyna.

- Ciężko mi powiedzieć. Nie było mnie ostatnio, wykonywałem zadanie, teraz kolejne…  

-  Zadanie – przerwał Potter.

- Zadanie – powtórzył Lupin i schylił się, by podnieść liścia, który spadł mu na buta.- Posłuchajcie, jest jeszcze jedna sprawa - na te słowa wybrańcowi w żołądku pojawił się ciężki kamień.- Właściwie, dotyczy ona najbardziej ciebie, Harry.

- Mów - ponaglił okularnik. 

Remus wstał zaczął nerwowo stąpać z nogi na nogi. Musiało stać się coś złego. Cała trójka było o tym przekonana.

- Tonks jest w ciąży. 

Hermiona pisnęła i zasłoniła usta, Harry i Ron głośno zarechotali. 

- To wspaniała wiadomość! Gratuluję profesorze! - rudzielec podszedł do dawnego nauczyciela i uścisnął mu mocno rękę. Remus wyraźnie się skrępował. Po chwili dołączył do niego Potter, a na końcu dziewczyna.

- Dziękuję wam, ale proszę…

 - Tajemnica - dokończyli chórem. 

Tajemnica, wszystko musi być tajemnicą. Harry siedzący znów na ławeczce ponownie odruchowo przycisnął do siebie torbę. Granger spojrzała się na niego pytająco, jakby coś podejrzewała, lecz zignorował ten fakt.Nie mogła się domyślić. 

- Dlaczego się nie cieszysz? 

- Jest tak niebezpiecznie, a teraz na głowie mam nie tylko czy Tonks jest bezpieczna, ale Tonks i dziecko, oraz – zamilknął na chwilę, zadrżał i ściszył głos – nie odziedziczy mojego futerkowego problemu. Niewinne dziecko nie zasługuje na to z czym mierzyłem się całe życie.

Futerkowy problem. Zielonooki czasem zapominał o tym drobnym szczególe. Remus to po prostu Remus. 

- Będzie miało najwspanialszych rodziców, ciotki, wujków – skomentowała Hermiona troskliwie.

- I ojca wilkołaka – dodał Lupin, a Potter miał wrażenie, że zaraz eksploduje.

- I co z tego? – prychnął gniewnie i wstał z ławki – ważna jest... miłość, a nie to kim jest. Najważniejsze, abyś był przy nim! 

- W zasadzie – były nauczyciel zmienił temat, nie chciał wchodzić w dyskusję, w głosie miał nawet lekki zawód, że nie został zrozumiany – chciałem Harry, abyś został ojcem chrzestnym.

Harry zaniemówił, gdy tylko dotarło do niego znaczenie tych słów. Przyjemne ciepło rozlało się po sercu. Ze wszystkich ludzi, wybrali jego. 

- Mieć za chrzestnego Harryego Pottera, najlepszego szukającego, Tego, który pokona kiedyś Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać! Czadowo! - zażartował rudzielec. Ta uwaga nieco rozbiła lekko nerwową atmosferę. 

- Dzięki Remus – powiedział nadal nie dowierzając Harry – to dla mnie zaszczyt - położył dłoń na sercu.- Na razie – zwrócił się do Rona – do pokonania Voldemorta bardzo daleka droga.

- Ale w końcu ci się uda - pogroził palcem Weasley.

Lunatyk powiedział im niewiele więcej. Niedługo opuścił zamek. Przyjaciele odprowadzili go do bram, gdzie mężczyzna mógł się bezpiecznie aportować. Jak tylko znaleźli się ponownie sami, nastała krępująca cisza. Ron i Hermiona znów przyjęli za normę ciche dni, a Harry nie próbował  szukać na siłę wspólnego tematu. Myślami analizował swój wieczorny plan.

Kolacja minęła spokojnie, jednak przy stole prezydialnym nie było Albusa Dumbledorea. Gryfon od razu poczuł nerwowy ścisk w żołądku. Dyrektor z pewnością nie opuścił zamku, prawda? Mógł gniewać się i fochać na profesora, ale Hogwart z nim był bezpieczniejszy. Śmierciożercy już raz próbowali zaatakować, o mało nie zabili profesora. Wykorzystali jego stan, gdy wrócił w  bardzo złym stanie fizycznym z wyprawy z Harrym po kolejnego Horkruksa. Jak dobrze, że profesor McGonagall akurat była w odpowiednim miejscu i czasie, oraz zdążyła wezwać pomoc. Kto wie, co bez tego mogłoby się wydarzyć. 

Niektórzy uczniowie także zdawali się wiedzieć braki, ewentualnie tak ich zachowanie interpretował Złoty Chłopiec. Więcej szeptów, niespokojne spoglądanie we wszystkich kierunkach. To musi być to. 

Dodatkowe zajęcia obrony przed czarną magią w tym momencie wydawały się nieodpowiednie. Jednakże grać trzeba dalej.

Rose już na niego czekał. Harry skinął głową na przywitanie. Sala została uprzątnięta. Ponownie wszelkie ławki i krzesełka leżały starannie ułożone po bokach, zostawiając środek pomieszczenia wolnym. Podszedł do okna, położył na parapecie torbę i wyciągnął manekina. Po chwili powiększył go do naturalnych rozmiarów.

- Jest świetny! – oznajmił uradowany Rose i podszedł oglądać przyniesiony przez Harryego sprzęt - i można ustawiać poziom obronny – westchnął kręcąc coś na plecach -takie coś znalazłeś tutaj, nikomu niepotrzebne? - nie krył zdziwienia i nuty zazdrości.

- Mam szczęście.

- Nie wiesz, czy nie ma takich więcej? – w głosie profesora usłyszeć można było nadzieję – przydałyby się też na innych lekcjach.

Harry od razu pokręcił głową.

- Nie widziałem, tego szukałem dość długo. Żeby przekopać się przez cały pokój potrzeba miesiąca. Nie zdążyłem przez niego na kolację.

- Rzeczywiście, nie było cię wczoraj – stwierdził Rose i lekko pobladł, jakby uzmysłowił sobie, że przyznał się do czegoś niewłaściwego.

- Czyli pan również mnie obserwuje.

Zielonooki nie do końca wiedział, czemu powiedział te słowa. Były stanowczo nie w jego stylu. Nie brzmiały całe szczęście, jak flirt. Tego by jeszcze brakowało. Rose uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.

- Czyli nie mam co liczyć na kolejne manekiny? – zmienił temat mężczyzna.

- Niestety - lekki rumieniec wypłynął na policzki ucznia.

- Masz jakieś prośby odnośnie dzisiejszej lekcji?

- Jakbym znów miał przez godzinę rzucać zaklęcia po nic, wolałbym wiedzieć wcześniej – poprosił błagalnie gryfon.

- Absolutnie! – oburzył się nauczyciel – w tym tkwił cały haczyk. Więc zaczynajm...

Przerwał. Podczas rozmowy nauczyciel zmienił położenie i znalazł się stanowczo zbyt blisko torby Harryego. Chłopiec w pierwszym momencie nie zrozumiał, co się dzieje.

- Dlaczego czuje z twojej torby czarną magię?! – ryknął.Głos Rosea stał się zimny i przeszywający, w oczach pojawił się mrok.

Różdżka młodszego czarodzieja natychmiast znalazła się w jego dłoni. 

- Nie wiem o czym pan mówił – wyjaśnił i poczuł, jak kropla potu spływa mu po skroni. Jakim cudem ten facet wyczuł horkruksa?

 Śmierciożerca. Musi być zaznajomiony z czarną magią, skoro ot tak potrafi ją zauważyć. Owszem, była ona zauważalna, aczkolwiek nie aż tak, jakby miał w głowie jakiś przeklęty radar.

- Nie rób ze mnie durnia! Uważasz, że nie rozpoznam tak silnej czarnej magii?! Co ty wyprawiasz? Czy wiesz w ogóle co to jest?! Czy wiesz, co się dzieje z duszą człowieka, który zacznie się z nią babrać? Nie ma bezpiecznej granicy! - nauczyciel wrzeszczał. Nie dał się zapędzić w kozi róg. 

Potter zastygł. Miał w sobie dwie osobowości. Jedna kazała nadal iść w zaparte. Może rzucić najprostszą wymówkę, że znalazł, nie wiedział co to… planował oczywiście zanieść do Dumbledorowi, ale niestety, co za pech, nie było go na kolacji. Druga krzyczała, by uciekał. 

Rozum w takich sytuacjach zwykle jest spychany gdzieś daleko… Zaatakował Rosea. Nauczyciel nie spodziewał się tego, sam nie zdążył wyciągnąć różdżki. Odleciał na najbliższą ścianę, w którą mocno uderzył głową. Przez chwilę Harry stał oniemiały. Spoglądał na sparaliżowanego mężczyznę i strużkę wypływającą mu z ucha. Powinien mu pomóc. Co mu się z nim dzieje... Wybiegł z sali w kierunku łazienki, gdzie znajdowało się wejście do komnaty. 



1 komentarz:

  1. Zauważyłam, że ostatni rozdział pojawił się dawno... Jestem zmartwiona... ;(
    Będzie może kontynuacja?

    Wiem, że brak komentujących jest bardzo demotywujący - ludzie uciekają z blogera, według mnie obecnie czytelników można znaleźć tylko na Wattpadzie i proponuję właśnie tam opublikować to ff. Gwarantuję, że się pojawią. Sama przeniosłam tam własne opowiadania i na blogspocie miałam kilku komentujących za to na wattpadzie już nawet kilkudziesięciu. Bardzo polecam.

    Trzymam kciuki, żebyś powróciła.
    Sharona

    OdpowiedzUsuń

Lubię rozmawiać
vperovpero@gmail.com