- Ja już nie wiem co o tym wszystkim myśleć – oznajmiła Hermiona smutnym tonem i zgoniła Krzywołapa z kolan. Zostawił na jej czarnej szacie szkolnej mnóstwo kocich włosów.
Leżeli w trójkę na błonach w cieniu wierzby płaczącej. Pierwsze dni września przyniosły piękną, wakacyjną pogodę. Wielu uczniów również postanowiło skorzystać z daru natury, więc przyjaciele rzucili małe zaklęcia wyciszające na powierzchnię, którą zajmowali.
- Może dowiem się jeszcze czegoś jutro wieczorem – stwierdził Harry odprowadzając wzrokiem oddalającego się rudego kota.
- Zwariuje z tych nerwów! – prychnęła dziewczyna.
- A ja z nią – szepnął Ron do Harrego – wystarczająco panikowała, gdy nie przyszedłeś na obiad, a na lekcje z Binnsem już całkiem.
- Dziwisz mi się? – warknęła i lekko uderzyła rudzielca w tył głowy.Harry zaśmiał cię cicho pod nosem. Wiele osób przypuszczało, że ta dwójka coś do siebie ma. Nie wierzył w to. Owszem, kochali siebie po przyjacielsku, lecz to tyle. Hermiona i Ron zupełnie niepasowani do siebie. Żadnej rozmowy nie potrafili przeprowadzić bez chociażby nuty kłótni. - Nie wiem, co Dumbledore myślał sobie wysyłając Harryego na taką misję - kontynuowała. - Jeszcze teraz, gdy tle ciemnych chmur wisi nad nami...
- Dumbledore nie wysłałby Harryego w paszczę lwa! Przesadzasz - zaprotestował piegowaty wyraźnie poirytowany zachowaniem przyjaciółki.
- Po za tym mam zabezpieczenie – włączył się Harry i pokazał łańcuszek świstoklik. Nosił go pod koszulką i nigdy nie ściągał.
- To wszystko jest zbyt pokręcone. Jeszcze to co powiedziała Ginny... - westchnęła smętne Hermiona.
Harry poderwał się. Nikt nie wspominał o Ginny, a oni o tym czy cokolwiek mówiła.
- Jakie informacje?- zapytał z lekką irytacją w głosie.
Hermiona również podniosła się. Zrobiła to idealnie w momencie, gdy leciała w ich kierunku niewielka piłka. Uderzyła ją prosto w głowę.
- Co to ma znaczyć?! – warknęła wstając.
Pierwszoroczni puchoni, którzy ją rzucali natychmiastowo uciekli. Nikt im się nie dziwił. Dziewczyna była prefektem i to prefektem z bolącą głową. Wlepiłaby im wielogodzinne szlabany. Ron widząc poczerwieniałą z złości przyjaciółkę zaniósł się śmiechem.
- Daj spokój – powstrzymał ją Harry za rąbek szaty. Hermiona planowała udać się w ich kierunku – co mówiła Ginny? - to go bardziej interesowało, niż jakieś przepychanki dziewczyny z dzieciakami.
Istniały jakieś istotne informacje, a oni mu nie powiedzieli. Zielookiego ogarnęła irytacja.
- Jesteś beznadziejny Ron – stwierdziła spoglądając z pogardą na chłopaka i jego reakcję– Fred i George przekazali jej kilka informacji z Zakonu - mówiąc słowo zakon ściszyła głos.
Harryemu po usłyszeniu tych słów aż stanęło serce. Oni nie mogli wstąpić do Zakonu. Najpierw tłumaczono to faktem, że są niepełnoletni, potem, że nie skończyli szkoły. Dawkowano im wszelkie wiadomości, co uważali za niezwykle niesprawiedliwe. Wiedzieli o Horkruksach, a nie informowano ich o konkretnych planach Voldemorta.
- Mówili o nowym śmierciożercy.
- Nie wiadomo, czy nowym – szepnął Ron nadal leżąc na plecach z rękami założonymi pod głową – podobno podczas poprzedniej wojny też był.
- Dumbledore mówił o nowym - syknęła do Rona - Użył konkretnie słowa nowy, przynajmniej tak uważa Ginny i bliźniacy. Łańcuszek jest dość długi, aczkolwiek ufałabym tym słowom.
- Powiedzcie wreszcie konkretnie o co chodzi!– ponaglił Harry. Będą się kłócić, a on ma czekać i przyglądać się zniecierpliwiony. Niedoczekanie. W takich momentach miał stanowczo dość ich sprzeczek. Nowy śmierciożerca, nie pierwszy i nie ostatni. Idiota tylko wierzyłby, że Czarny Pan nie poszukuje nowych zwolenników.
- Je ludzie ciała – wytłumaczył Ron i skrzywił usta w geście obrzydzenia.
- Co!? – Harry zszokowany podniósł głos.
Spojrzał na przyjaciół niepewnie, jakby oczekując, że zaraz rzucą „żartujemy". Nie żartowali. Nikt nie żartowałby w tak okropny sposób. Wiedział, że niektórzy śmierciożercy ludźmi są tylko z nazwy, jednak to było zbyt wiele.
- Nikomu nie mieści się to w głowie. Dzieje się coraz gorzej. Ciągle ktoś znika. Parvatti powiedziała, że jej rodzice wyjechali do Stanów i chcieli, aby z siostrą również do nich dołączyły. Dziewczyny zwiesiły się, dlatego nadal są w szkole. Są pełnoletnie, zmusić ich do czegokolwiek nie można. Ginny mówiła też, że od niej na roku nie wrócił jeden chłopak, nie pamiętam, jak się nazywa. Śmiejecie się z mojej paniki - wskazała palcem na chłopców - tylko jak być spokojnym, skoro dzieje się tyle złego - jęknęła.
- Nie śmiejemy się z Ciebie Hermiono – powiedział ciemnowłosy i zerwał źdźbło trawy i zaczął je rwać, by zająć czymś ręce – po prostu... - próbował znaleźć jak najlepsze słowo, nie chciał uradzić dziewczynę – twoje zmartwienia nie pomogą, nie sprawią, że nie stanie się nic złego. Co jeszcze mówiła Ginny? W jaki sposób w ogóle dowiedzieli się o tym?
- Harry! – rozległ się damski głos.
Trójka jak na komendę odwróciła głowę. Biegła w ich stronę Ginny. Hermiona wyciągnęła różdżkę i zlikwidowała zaklęcie wyciszające.
- McGonagall cie woła – poinformowała rudowłosa kucając przy nich. Ich twarz była czerwona. Wyglądała, jakby przebiegła przez cały zamek- nie wiem o co chodzi - dodała widząc, że Harry już otwierał usta, by zapytać o to.
- Muszę teraz? - wiadome było, że musi, jednak wolał zyskać pewność. Może profesorka wcale nie określiła dokładnie momentu, a i rudowłosa mogła znaleźć ich później niż wcześniej. Ginny niestety, kiwnęła głową.
Potter sięgnął po torbę. Chciał porozmawiać z przyjaciółmi dłużej, niestety, nie było mu to dane. Jak zwykle pozostanie z niedomówieniami.
- Widzimy się na kolacji - powiedział na pożegnanie. Nie wierzył, by rozmowa z opiekunką domu przebiegła szybko.
Poszedł do gabinetu nauczycielki nieco okrężną drogą. Chciał ukradkiem zajrzeć do skrzyła szpitalnego.
Jak tylko wychylił się zza drzwi skrzydła zobaczył, że chłopiec, którego dziś znaleźli siedział samotnie na łóżku. Dziobał w talerzu widelcem. Harry zawahał się, ale ostatecznie wszedł do pomieszczenia. Całe szczęście, w pobliżu nie było pielęgniarki. To nieobliczalna kobieta, mogła go wygonić wraz z momentem przekroczenia progu.
- Cześć – uśmiechnął się delikatnie i usiadł na stołeczku przed chłopcem.
Chłopak popatrzył na niego niepewnie i odłożył talerz. Jego cera przypominała najjaśniejszy papier, ostro kontrastowała z ciemnymi, lekko przydługimi włosami. Miał na sobie przydużą, szkolną piżamę i zabandażowane nadgarstki.
- Cześć? – odpowiedział jakby z strachem.
- Jestem Harry – przestawił się wyciągnął dłoń w geście przywitania. Pacjent szpitala chwycił ją i potrząsnął. Uścisku nie miał szczególnie silnego - wiesz, to ja cie znalazłem – wytłumaczył, na co chłopiec lekko się rozluźnił- przechodziłem teraz, zobaczyłem, że obudziłeś się... - zamyślił się na chwilę – pomyślałem, że zapytam czy wszystko dobrze.
- Tak, wszystko dobrze – przytaknął nie próbując pociągnąć dalej rozmowy. Harry wiedział, że ten dialog do najprostszych należeć nie będzie.
- To cieszę się. Właściwie, jak się nazywasz? - dopytał.
- Nate Louie.
- Panie Potter! – usłyszał za sobą gniewny głos szkolnej pielęgniarki. Pojawiła się zniknął i natychmiast stanęła nad nimi gotowa siłą wyrzucić nieproszonego gościa.
- Przyszedłem w odwiedziny!
- Wszystko w porządku – obronił go Nate. Pielęgniarka nic już nie powiedziała, co można określić dziwnym wydarzeniem, odwróciła się na pięcie i schowała się w swoim gabineciku. Harry był jednak pewien, że obserwuje ich z zza szyby. Nate jakby czytając w jego myślał dodał - ciągle zerka.
- Zna mnie na tyle, że nie powinna posądzać o próbę skrzywdzenia cie. Mam pecha i sam dość często ląduje na którymś z łóżek.
- Ja zasadniczo jestem pierwszy raz – przyznał Nate.
- Poważnie? Zazdroszczę, a na którym jesteś roku? W ogóle przeszkodziłem ci w jedzeniu – wskazał na rozgrzebane jedzenie - mam nadzieję, że nie jesteś zły.
Ron w takiej sytuacji byłby wściekły. Jedzenie dla niego to świętość. Świat niech się wali, posiłek należy skonsumować!
- Na czwartym. Nie jestem dziś głodny, także nic się nie dzieje.
Chyba nigdy nie jest głodny. Wybraniec dorastając odrobinę nabrał jakichkolwiek kształtów. Latanie na miotle również przysporzyło mu trochę mięśni. Nate był anorektycznie wychudzony.
- Chciałem... – zaczął niepewnie. Przydałaby mu się teraz Hermiona. Wiedziałaby jak delikatnie dopytać się co się stało – co właściwie ci się wydarzyło? Mocno krwawiłeś, wyglądało to dość specyficznie. Jeśli nie chcesz odpowiadać to w porządku, nie chce, abyś czuł się zmuszony.
Usłyszawszy te słowa puchon mocno się spiął. Mocno krwawiące rany na nadgarstkach wyglądają jednoznacznie.
- Zwykły wypadek, wyjaśniłem już nauczycielom.
- Coś wiem o wypadkach. Cieszę się, że tak mówisz. Musisz na siebie uważać. Bedę już leciał... Wołała mnie McGonagall, a jak pewnie wiesz, lepiej jej nie denerwować – wstał z krzesełka - jeśli potrzebowałbyś jakieś pomocy... tak ogólnie lub związanej z lekcjami możesz do mnie przyjść. Pomogę z przyjemnością.
Chłopiec wydał się lekko rozczarowany. Zbyt taktownie tego nie załatwił, z pewnością.
- Dziękuję za odwiedziny i propozycję– odpowiedział nieśmiało i rumieniec lekko wpadł na jego policzki – to... cześć.
- Do zobaczenia – zawołał Harry wychodząc i pomachał Nateowi.
Do gabinetu opiekunki domu dotarł kilka minut później. Siedziała przy swoim biurku i drobnym pismem pisała po książce. Srogi wzrok uświadomił mu, że była zła.
- Nie śpieszyłeś się panie Potter – prychnęła unosząc głowę, aby spojrzeć na ucznia.
Harry nie usiadł. Kobieta tego nie zaproponowała, więc można byłoby uznać to za niegrzeczne. Nic złego nie zrobił, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie istniała potrzeba strachu.
- Przyszedłem od razu, gdy dowiedziałem się, że pani profesor mnie szuka - skłamał.
- Chce usłyszeć twoją wersję dzisiejszych wydarzeń.
Poczuł lekką ulgę.
- Szedłem z panem Rose. Schody się zbudowały, więc zeszliśmy takimi nieużywanymi zewnętrznymi. Zobaczyłem, że ktoś leży. Podbiegliśmy i tyle.
Nie była to zbytnio bogata historia, lecz nie mógł powiedzieć niczego więcej.
- Nic nie wskazywało, że ktoś temu chłopcu pomógł doprowadzić się do takiego stanu?
Pomógł? Do tej pory nie analizował tego wydarzenia w ten sposób.
- Nic o tym nie wiem. My go po prostu znaleźliśmy. Nate... nie powiedział co się dokładnie stało?
- Milczy i nie chce udzielić żadnej informacji. Nie ma nawet żadnych bliższych przyjaciół – kobieta zamyśliła się – ale to już nie twoja sprawa. Zmykaj do siebie.
Zawahał się, chciał poinformować ją, że jeszcze z nim porozmawia. Ostatecznie uznał to za średnio dobry pomysł. Brzmiałoby to, jakby chciał zakolegować się z chłopcem tylko w jednym celu. Harryemu było go zwyczajnie szkoda i czuł wewnętrzną potrzebę. Po tym jak odwiedził Nate w szpitalu ciągnęło go do niego. Ah ten syndrom bohatera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz