środa, 27 stycznia 2021

Rozdział 4

Harry był zirytowany i gniewnie przerzucał zbiorowisko śmieci w pokoju życzeń. Podczas dzisiejszego posiłku Dumbledore wymownie puścił uczniowi oczko, przez co w umyśle chłopaka pojawił się żal za wszelkie manipulację. Wcześniej także go drażniły, nie można mieć ku temu jakichkolwiek wątpliwości, aczkolwiek wszelkie wydarzenia nieco je przyćmiły. Potter ufał mu, to nie podlegało jakichkolwiek wątpliwościom. Zwyczajnie był zmęczony gierkami. Ile spraw zostałoby ułatwionych, gdyby Dumbledore zamiast dawać krótkie wzmianki położył kawę na ławę, jest tak i tak.

Każde kolejne spotkanie w gabinecie Dyrektora coraz mocniej irytowało Harryego. Czcze gadki, z których nie wychodziło nic.

Absolutnie nie powiedziałem, że pan Rose jest śmierciożercą, aczkolwiek uważam to za wysoce prawdopodobne"

Voldemort znęcał się nad psychiką swoich ofiar, uwielbiał, gdy błagali go o śmierć. Dumbledore również maltretował ich umysły, jednak tutaj, poddawali się temu dobrowolnie. Taki paradoks.

Harry kopnął stojące, stare krzesło, które pod pływem przemocy fizycznej rozleciało się na trzy części. Stare drewno zostało już dawno zjedzone przez korniki, cud, że i tak trzymało się na czterech nogach. Podszedł do małej skrzyneczki z dębowego drewna na biżuterie stojącej na stoliku z kompletu wcześniej zniszczonego krzesła. Otworzył delikatnie pudełko, a w środku zobaczył subtelny wisior z motywem feniksa. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem dumny z znaleziska. Schował przedmiot do kieszeni nie do końca wiedząc po co jest mu potrzebny. Może da go Hermionie? Z pewnością będzie zadowolona. Chociaż... niekoniecznie. Z samego prezentu, owszem, gdy się dowie, gdzie go znalazł dostanie burę i przymaszeruje tutaj odłożyć go na miejsce. Potter nie był złodziejem, przedmioty, których było tutaj tysiące zostały pozostawione w formie graciarni. Śmietnik , w którym można znaleźć coś ciekawego. Znaczna większość poprzednich właścicieli od dawna nie żyła.

Westchnął i okręcił się wokół własnej osi. Nigdzie nie było manekina. Jak widać, pochwalił pokój na próżno. Przez chwilę miał ochotę odejść, lecz postanowił przejść jeszcze jedną alejkę. Przyszedł moment sprawdzenia, na ile działa jego słynne szczęście. Jak tylko skręcił zobaczył manekin ćwiczebny w idealnym stanie.

Wyciągnął różdżkę, aby zmniejszyć przyrząd. Działał z polecenia nauczyciela, lecz stanowczo nie było ono oficjalne i spacer przez połowę zamku z manekinem mógłby wywołać niepotrzebne komentarze, a Harry tak bardzo nie lubił rozgłosu.

Po chwili jego kieszeń wypełnił drugi skarb. Teraz pozostało mu znaleźć wyjście. Wbrew pozorom, w tym labiryncie staroci nie było to proste. Wyszedł prosto, potem w lewo, dalej w prawo i musiał się cofnąć, ponieważ przejście przysłaniał wielki obelisk. Nijak nie mógł go obejść, a zaklęcie lewitujące nie chciało działać. Co mieli na myśli ci, którzy go tutaj przywlekli? Przede wszystkim, jakim cudem go tutaj wtaszczyli? Nie analizował tego zbyt długo, poczuł przyciąganie. Ciało dosłownie wyrwało się kilka kroków dalej, jakby był robotem, a nie człowiekiem. Ujrzał kolej szkatułkę, kolejny skarb. Zdrowy rozsądek kazał się zatrzymać, czuł czarną magię. Powietrze nieco zgęstniało. Czarno magiczne przedmioty mogą być niebezpieczne. Błąd, nie mogą, są. Nie bez powodu w wakacje przed piątym rokiem nim zaczęli sprzątać dom rodzinny Blacków starsi czarodzieje zabrali mnóstwo przedmiotów, a każdy wątpliwy nakazali zgłaszać.

Ciekawość lub przeznaczenie zwyciężyło. Delikatnie otworzył pudełko. Wstrzymał powietrze w płucach i mentalnie przygotował się na uderzenie. Żadne nie nastąpiło. Ujrzał diadem, niewielką koronę z motywem kruka. Widział, co to jest. Już spotkał się z podobnym przedmiotem. Dziennik Toma, Medalion Slytherina. Znalazł kolejnego horkruksa.

Dumbledore poszukuje ich od lat. Analizuje każdy szczegół z życia Voldemorta, a ten ot tak znajduje go i to w miejscu, gdzie każdy może wejść. Los jest tak bardzo nieprzewidywalny.

Wybraniec zatrzasną pudełko. Musiał zebrać myśli, postąpić rozsądnie, nie pod wpływem emocji. Wiedział, że powinien udać się do dyrektora. Zakładał, że Dumbledore jest w swoim gabinecie, hasło znał. Tylko całe ciało i podświadomość buntowały się przeciwko temu. Oczekujesz profesorze, że dojdę do wielu rzeczy sam. Tak więc będzie.

Horkruksa należy zniszczyć, to pewne. Problemem jest jak. Cholera, przecież zniszczył już jednego! Komnata tajemnic, bazyliszek... kieł. Zniszczył horkruksa kłem bazyliszka. Można założyć, że kieł martwego zwierzęcia dalej posiada swoje właściwości. Jeśli nie, pójdzie i powie starcowi. Wyprawa do Komnaty Tajemnic wcale nie wydawała się chłopcu kusząca. Jednak tym razem nie w niej potwora, co najwyżej mnóstwo kości, smrodu i wszechobecnego brudu.

Wyszedł z pokoju ostrożnie, sprawdzając, czy aby z pewnością nikt go nie widział. Nie robił nic złego, ale źle się czuł z tym wszystkim. Pójdzie do wierzy Gryfonów i wyjawi wszystko Ronowi i Hermionie, nie będzie zachowywać się niczym obrażony książę. Potem udadzą się do Dumbledora. Tu chodzi o coś więcej niż młodzieńcze przekomarzanie. Voldemort każdego dnia rośnie w siłę, morduje kolejnych niewinnych ludzi, czarodziejów i mugoli. Nie może zachowywać się tak egoistycznie...

- Oh, Harry - Potter drgnął przestraszony usłyszawszy swoje imię wypowiedziane przez Natea. Chłopiec pojawił się obok nagle przypominając, że byli umówieni. Jeszcze godzinę temu pamiętał o tym. - Wybacz powiedział widząc zmieszanie wybrańca– nie chciałem cię przestraszyć.

- Nic się nie stało burknął Harry uspokajając przyśpieszone bicie serca i odruchowo mocniej przyciskając torbę, gdzie schował horkruksa do siebie. Jego nie zmniejszył, nawet nie próbował. Szczerze wąpił, by zaklęcie podziałało.

- Idziesz już do biblioteki? zapytał Nate - nie widziałem cię na kolacji.

Wybraniec westchnął zirytowany. Nie przypuszczał, że tak wiele czasu spędził w Pokoju Życzeń.

- Przegapiłem kolację?

- Mam kawałek ciasta – zaproponował Nate i już miał zamiar ściągać plecak w poszukiwaniu.

- Nie jestem głodny. Zwyczajnie gdzieś uciekło mi kilka godzin - wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu. - To co, idziemy?

Nate kiwną ochoczo głową. Przez chwilę Potter poczuł niepokój. Co ten dzieciak robił na siódmym piętrze? Idealnie w momencie, jak opuścił Pokój? Doszli do schodów, a nimi droga do biblioteki była już prosta. W pomieszczeniu nie było praktycznie nikogo, więc znaleźli kąt dla siebie. Dwa, wygodne, chociaż mocno wygniecione fotele i mały stolik położony w oknie. Wokół znajdowały się opasłe tomiska z Historii Magii. Niewielu uczniów było na tyle zdesperowana, by sięgnąć po coś o tej tematyce, więc pozostawali ukryci od ciekawskich spojrzeń. Harry zdawał sobie sprawę, że nie jest to najlepsze miejsce do ćwiczeń z obrony, lecz najpierw wolał zaznajomić się z tematem i oczekiwaniami chłopca.

- Coś ciekawego w ogóle wydarzyło się podczas kolacji? zagadnął Harry, gdy tylko usiedli.

Puchon zamyślił się przez chwilę i na jego twarzy pojawił się wielki, nieco niepokojący uśmiech. Zaśmiał się w głos.

- Irytek zrzucił łajnobombę na stół ślizgonów. Wielu z nich oberwało.

Złoty chłopiec dołączył do chichoczącego towarzysza. Co to musiał być za widok! Razem z Ronem może ułożyliby małą piosenkę z tej okazji? Nuciliby ją za każdym razem, gdyby mijali się z Malfoyem i jego świtą.

- W takich momentach zaczynam nawet lubić tego ducha.

- Gdy dokucza tym dupkom to z pewnością – skomentował Nate i wyciągnął na stolik kilka pergaminów zapisanych drobnym druczkiem. Miał pismo węższe niż Snapea, co było zaskakujące.

- Aż tak nie lubisz ślizgonów? – zaciekawił się Harry i oparł wygodnie. Retoryczne pytanie. Dom węża niejednokrotnie wyładowywał swoje wszelkie frustracje na puchonach. Traktowali ich jak czarodziejów gorszego sortu.

- Czy ja wiem - wzruszył ramionami- chyba jak każdy.

- Jakby coś, możesz mówić. Mam kilka fajnych gadżetów od bliźniaków Weasley - Nate o ile to możliwe rozpromienił się bardziej. Dziś nie przypominał tego przestraszonego życiem chłopaczka.

Bracia Rona regularnie przysyłali niewielkie i całkiem niewinnie wyglądające paczuszki.

- Nic się nie dzieje – odpowiedział – mam taką cechę, że raczej nikt nie zwraca na mnie uwagi. Nie zdziwiłbym się, gdyby większa część mojego rocznika nie zauważyła w ogóle kiedykolwiek mojej obecności - wyznał.

Harry przegryzł wargę. Miał wątpliwości, co odpowiedzieć na takie słowa. To była próba po prostu zwykła informacja? Czy szukanie zainteresowania i pomocy?

- Zazdroszczę - wydusił z siebie. - Zawsze chciałem chować się w tłumie, ale nie wychodziło. Jak nie jakaś afera to inne nieszczęście.

- Ale łatwiej ci dzięki temu znaleźć przyjaciół - wszedł Potterowi w słowo uczeń. Zielonookiego nieco zirytowały te słowa. Ma przyjaciół, ponieważ... W pewien sposób racja. Przyjaciele pojawili się właśnie przez bliznę na czole. Oczywiście charakter utrzymał te relacje, aczkolwiek nie zapoczątkował. Ron zainteresował się od razu jego blizną. - Chyba coś ci wypadło. - Nate nie pozostawił Harryemu czasu na reakcję. Wstał, pochylił się przy fotelu Pottera i chwycił znaleziony niedawno łańcuszek.

- Oh, zgubiłbym go. Dziękuję – odparł Harry i wyciągnął dłoń w kierunku swojej, od niedawna własności.

Chłopiec przyjrzał się przedmiotowi przez dobrą chwilę, obracając wizerunkiem feniksa i dopiero po tym go oddał.

- To zaczynamy? - spytał Potter wskazując na przyniesione materiały.

Wieczór minął niemalże niepostrzeżenie. Opuścili bibliotekę później niż pani Pince. Takie sytuacje przez siedem lat nauki wydarzyły się zaledwie kilka razy. Jeśli już ktoś uczył się w nocy, wybierał wygodny pokój wspólny. Harry przyznał, że dobrze bawił się w towarzystwie Natea. Każdy ich kolejny dialog był swobodniejszy, łatwiejszy. Czy rzeczywiście miał problemy z obroną? Wątpliwe. Znał wszelkie definicje, formy i sposób utrzymania różdżki, poprowadzenia dłoni. Przeczucie mówiło, szuka kontaktu, przyjaciół.

Ostatecznie spotkanie z Natem odłożyło sprawę znaleziska. Hermiony nie było, Ron zbierał się do spania. Nie było możliwości rozmowy, więc znów Harry poczuł chęć, by załatwić sprawę sam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lubię rozmawiać
vperovpero@gmail.com